Pierwszy dzień patrolowałem ten obszar a już go zdążyłem znienawidzić. Od początku mówili mi, że czeka mnie najgorsze, ale nie mogłem uwierzyć, że coś takiego może istnieć naprawdę.
Z lewej strony widziałem Hotel o wymyślnej nazwie "Penelopez", za mną znajdowały się gigantyczne i obskórne blokowiska, po prawej nowoczesny budynek ColoseumCorp, a przed moimi oczami...
- 150 za godzinę, znam takich jak ty i wiem czego potrzebujesz - puściła do mnie oko jeszcze raz odsłaniając swoje gigantyczne piersi.
Dwa kroki dalej stali dilerzy Odlotu, którzy nie przejęli się moją obecnością, bo dobrze wiedzieli, że w pojedynkę ryzykiem byłoby nawet odezwanie się do nich. Gdzieś nad głową przeleciał kolejny pojazd, który najwyrażniej zabłądził. Szczęściarz. On mógł odlecieć, a mnie czekały jeszcze trzy godziny identyfikacji potencjalnego niebezpieczeństwa, na które musiałem błyskawicznie reagować.
Pewnego dnia całe miasto mogło wyglądać właśnie w taki sposób. Nikt temu nie przeciwdziałał wcześniej i wątpiłem, żeby nagle coś się miało zmienić.